czwartek, 18 listopada 2010

05. Boże co robić?

Schodziliśmy Doliną Roztoki gdy po raz pierwszy, ale nie ostatni załączył mi się syndrom ziewania. Idąc jeszcze go trochę wstrzymywałam, za to w busie dopadł mnie, z cała swą stanowczością, aż do tego stopnia, iż zdarzyło mi się przysypiać na ramieniu chłopaka. Taaa... przysypiać- lekko i dyskretnie powiedziane. Prawdę powiedziawszy, to spałam jak bóbr zachowując jedyne resztki świadomości podczas zamiany jednego busa na inny. Natomiast, stając na podwórzu mojego aktualnego miejsca zamieszkania, myślałam jedynie o ciepłym prysznicu i wygodnym łóżku. Nie miałam nawet siły na przyglądnięcie się nowemu otoczeniu, jak mam to w zwyczaju. Tą oto dygresją nie omieszkałam podzielić się z moim towarzyszem, który to przyjął moją wypowiedź z pełnym zrozumienia uśmiechem, zdającym się mówić: >>Przecież widzę jak jesteś zmęczona. Dokończymy jutro.<<
Tym większe było moje zdziwienie, a zarazem przerażenie gdy w momencie jak Morfeusz porywał mnie w swoje objęcia, nagle w pokoju rozbłysło światło.
- Hubert! Co robisz? Mówiłam, że jestem zmęczona. A zresztą jak...?- otworzyłam oczy i- kim pan jest?- wykrzyknęłam ujrzawszy mężczyznę  w wojskowym mundurze.
- Mógłbym spytać panią o to samo. A w szczególności o to, co pani u licha robi w moim łóżku? To pomysł któregoś z Matuszewskich?
- Jaaa...-Boże co robić?-zaczęłam się trząść.
- Proszę się uspokoić. Nazywam się Bogdan Czerwiński. To dom moich rodziców, którzy zapewne wynajęli pani ten pokój. Jestem zdziwiony bo miał on pozostać do mojej dyspozycji...Nie zapowiedziałem swojej wizyty, gdyż miała być niespodzianką...Eh, jakby wytłumaczyć całe to nieporozumienie? Wołała pani Huberta? Huberta Karlika? Jest tutaj?- przytaknęłam- Może go pani tu sprowadzić? Znacznie to ułatwi wyjaśnienie wszystkiego.
- No ok..już piszę SMS-a.

~~~~~*~~~~~

Przybycie zajęło Brunetowi zaledwie kilka minut. Gdy zobaczył niespodziewanego intruza natychmiast "przybił mu grabę" i panowie wybuchnęli śmiechem, wyraźnie coś sobie przypominając. Okazało się, że świetnie się znają, bowiem Hubert już od dzieciaka przebywał tu w wakacje. Po kilku chwilach wszystko było jasne. Bodzio przyjechał do domu rodzinnego, ponieważ dnia następnego jego Rodziciele obchodzą 30- lecie ślubu. Już będąc w jednostce zorganizował im przyjęcie- niespodziankę- czyli swojskie ognisko na tyłach ogrodu nieopodal lasku, w którym to na sam początek skryją się goście. My również zostaliśmy zaproszeni, toteż nasze plany  uległy zmianie: lajtowy dzień Ścieżki nad Reglami stał się dniem odsypiania, Doliny Lejowej, drobnych zakupów i oczywiście ogniska.
W sumie powinnam się cieszyć z takiego obrotu sprawy. Nigdy w końcu nie brałam udziału w prawdziwej góralskiej imprezie, a zawsze to nowe doświadczenie i niezwykłe zapewne wspomnienie. Napomknęła się jedna- choć poważna obawa, a mianowicie aby nie było "klapy" i żeby Państwo Czerwińscy niczego się nie domyślili, musiałam się niepostrzeżenie przenieść do pokoju Huberta...

1 komentarz:

  1. "Strach to suma tego, co jest i co może się zdarzyć" - Jonathan Carroll

    ... więc nie zawsze trzeba...:)

    OdpowiedzUsuń