sobota, 28 sierpnia 2010

02. Na szpilkach

Zabrałam głęboki wdech i przekręciłam zamek w drzwiach. Doskonale wiedziałam co mnie za nimi czeka...
- ZUZ!!! CO TY SOBIE WYOBRAŻASZ??!! Od południa siedzimy, wydzwaniamy, zamartwiamy się, chcieliśmy już nawet zawiadomić TOPR, a TY, Ty, Ty...Ty sobie wracasz ot tak, cała uśmiechnięta jak gdyby nigdy nic i ...i...- drobna blondynka biegła w moim kierunku i krzyczała tak, że jej głos mógłby śmiało robić za karabin maszynowy. Znamy się już tyle, a ja ilekroć widzę ją w takim stanie, zastanawiam się, jak to możliwe, że w tak małej osóbce drzemie tyle siły i energii.
- Jezu! Werka przystopuj! - do akcji na korytarzu dołączył właśnie Piotrek. - Nawet nie dałaś Zuźce porządnie wejść do środka. Zaraz sobie wszystko na spokojnie - tu spojrzał wymownie na Blondynkę- wytłumaczymy ok?- powiedział tym swoim ciepłym basem i uściskał mnie.
- Łoo! Ale najpierw ta Panienka obierze kurs na łazienkę, przebierze się, a zaraz potem zamelduje się u mnie po odbiór witaminek.
- Piotr! No co Ty?! Może tak bez przesady?- próbuję cokolwiek negocjować i wyswobodzić się z jego ramion
- Ani słowa sprzeciwu!- chwycił mnie jeszcze mocniej- Jak mogłaś się tak przemoczyć? W strumieniu się kąpałaś czy jak? Jeszcze mi się rozchorujesz.- Otworzyłam usta, żeby coś powiedzieć, ale nie dał mi dojść do słowa- Zresztą i tak Cię nie puszczę zanim nie obiecasz, że będziesz grzeczna.
- No dobrze, dobrze! Zabiorę to paskudztwo, które mi przygotujesz tylko mnie puść!- Gdy tylko wyswobodził mnie z uścisku, pokazałam mu język, po czym uciekłam do łazienki, bo jeszcze by mnie czasem złapał i dał mi klapsa...

~~~~~***~~~~~

- I co tam panie Doktorze?- spytałam już przebrana sadowiąc się na jego łóżku- Co muszę połknąć, żeby był Pan spokojny?- zaświergotałam zaczepnie. Bez słowa podał mi herbatę z ogromną ilością cytryny i kilka tabletek. A więc nie jest dobrze skoro się nie odzywa...Zapadła martwa cisza. Niepodobna do nas.
- Piotruś??- nie wytrzymałam i zmusiłam go aby na mnie spojrzał.- Werka, aż tak mocno suszyła wam głowę? Przecież  wiesz, że w pewnych momentach muszę być po prostu sama, odreagować...Piotrek jestem odpowiedzialna i na siebie uważałam. Piotrek...- wcale się nie odzywał. Ba! Sprawiał wrażenie, że mnie nie słucha....-No Piciu...- dałam mu szturchańca.
- Zuźka... Eh, nie zachowuj się jak dziecko. Nie w tym jest pies pogrzebany- westchnął i spojrzał smutnym wzrokiem- Werka może i nie szalała bardziej niż zwykle, ale... nawet my zaczęliśmy się denerwować. Myślałem, że najpóźniej pojawisz się koło wczesnego popołudnia...A tu patrz już się ściemnia. Od godziny siedzimy tu jak na szpilkach- głos zaczął mu się łamać- Obawiałem się już, że coś Ci się stało...Twoja komórka wciąż była głucha i...
- Ale jestem. Jest już ok prawda?- Zamknęłam mu usta dłonią i zapodałam swoją przepraszającą minkę. Odetchnął głęboko i pogładził mnie po policzku
- No dobra. Obejdzie się bez kazania. Następnym razem puść choć jednego esa, że wszystko w porządku, że żyjesz. A teraz chodźmy do kuchni, bo reszta już czeka, a ty pewnie jesteś głodna jak wilk.

piątek, 13 sierpnia 2010

01.Ja nie chcę stąd wyjeżdżać!

Kopa Konracka. Paskudny wiatr pomieszał się z deszczem. Patrzę jak Turyści-niedobitki śpiesznie zawracają ze szlaku. Ja sama jakoś nie wykazuję chęci do dalszej wędrówki. Siedzę oparta o słupek graniczny, mą głowę zaprzątają myśli. Myśli z gatunku tych, których nie życzę nikomu. Tych, które wymuszają łzy, wściekłość, osłabiają cię kompletnie...Chowam twarz w ramionach. Jak oni mogli? Tak po prostu olali tą sytuację, a przecież wiedzą ile ta trasa dla mnie znaczy, jak długo na nią czekałam, a tak Marzenie znów się nie spełni. I na co 1,5 tygodnia wypoczynku, ustalania tras, moich ustępstw??? A na osiągnięcie celu przyjdzie czekać kolejny rok...Beznadzieja. Najbardziej boli to, że...
- Stało się coś? Może Ci pomóc?- wyrywa mnie nagle z zamyślenia czyiś głos.
- Nie, nie wszystko w porządku. Tak tylko...- podniosłam wzrok i ujrzałam wysokiego chłopaka z wielkim plecakiem obtulonego szczelnie kurtką i peleryną przeciwdeszczową.
- Czekasz na wypogodzenie się i tą panoramę? Widzę, że pomału się przejaśnia...
- Eee Niezupełnie..
- Aha. Można?- spytał wskazując miejsce obok mnie
- W sumie czemu nie?- uśmiechnęłam się delikatnie odsuwając torbę nieco dalej.
- Skoro nie czekasz na panoramę, to powiedz mi co tutaj robi samotna dziewczyna w taką pogodę?
- Hmm. Siedzę i rozmyślam?- odparłam w duchu zadając sobie pytanie, co go to właściwie obchodzi- To chyba nie jest karalne?- dodałam pośpiesznie, bo skojarzyłam jak to mogło zabrzmieć w połączeniu z moją miną...
- Siedzenie na szlaku? Niby nie.- roześmiał się.- Ale narażanie na szwank swojego zdrowia to już tak- dodał poważniejąc.
- O czym Ty mówisz?- spojrzałam na niego i zatopiłam się w jego piwnych oczach.
- A jak inaczej nazwiesz siedzenie w taką ulewę, na gołej ziemi bez żadnego nawet lichego kapturka na głowie?
- Może syndromem: Ja nie chcę stąd wyjeżdżać?
- Koniec wolności? - pokiwałam głową- Pociesz się, że przynajmniej wcześniejsze dni były słoneczne to sobie powędrowałaś. Ja dopiero wczoraj wieczorem zacząłem urlop, a teraz prognozy nie napawają optymizmem.
- Pogoda może i była dobra, ale co z tego? Niedosyt pozostanie. Kościelec niepokonany. A marzyłam, żeby się nań wdrapać. Jutro standardowo: spacerek po Kościeliskiej, kupno oscypków, pakowanie, a następnego ranka ruszmy z powrotem.
- My?? Czyżbyś chciała mnie porwać?- spojrzał na mnie zalotnie
- Nie! Generalnie jestem tu ze znajomymi. Dziś stwierdzili, że taka pogoda niepewna, że pewnie nie dojdziemy i w ogóle nie chce im się ruszać...Wkułam się, wyszłam sama po drodze zmieniając plany i tak oto dotarłam tutaj.
- Uspokoiłaś mnie! Już myślałem, ze w tym deszczu zabłądziłem i jestem u stóp Kościelca...
- Ładnie byś się pomylił. Można to tak?
- A czemu nie?- obruszył się- Powiadają, że dla chcącego nie ma nic trudnego! - spojrzeliśmy na siebie i parsknęliśmy śmiechem.

Po dłuższej chwili rozmowy zerwaliśmy się do drogi powrotnej. Rozstaliśmy się z musu, dopiero w Kuźnicach, on wsiadł do busa a ja obrałam kurs do suchej Przystani.

Wprowadzenie

Od jakiegoś czasu zamierzałam spisać coś co powstało w mojej głowie...
A mianowicie opowiadanie. Na razie skromne początki, bo  w tej formie pisania to nie mam żadnego doświadczenia...Z czasem może dojdę do wprawy i moje skromne progi dorównają tym, które znam z listy: Czytane opowiadania...

Zaczynam publikuję teraz bo może w końcu coś mnie zmusi to napisania kolejnych rozdziałów...
Historia, która tu się pojawi, jest zupełną fikcją z elementami faktycznych rozmów i zdarzeń, które dotknęły mnie lub moich znajomych.

Ps1.W całości opowiadania tekst napisany kursywą oznacza myśli bohatera.
Ps2. W niedalekim przygotowaniu krótka charakterystyka bohaterów opowiadania (taki zalążek nie chcę nikomu narzucać sposobu postrzegania danych osób. Szczegółowe o nich informacje pojawią się w trakcie opowiadania). Podczas biegu dni i wydarzeń będą pojawiały się nowe osoby to i wtedy kilka słów o nich  ukarze się w stosownym miejscu ;P