Kopa Konracka. Paskudny wiatr pomieszał się z deszczem. Patrzę jak Turyści-niedobitki śpiesznie zawracają ze szlaku. Ja sama jakoś nie wykazuję chęci do dalszej wędrówki. Siedzę oparta o słupek graniczny, mą głowę zaprzątają myśli. Myśli z gatunku tych, których nie życzę nikomu. Tych, które wymuszają łzy, wściekłość, osłabiają cię kompletnie...Chowam twarz w ramionach. Jak oni mogli? Tak po prostu olali tą sytuację, a przecież wiedzą ile ta trasa dla mnie znaczy, jak długo na nią czekałam, a tak Marzenie znów się nie spełni. I na co 1,5 tygodnia wypoczynku, ustalania tras, moich ustępstw??? A na osiągnięcie celu przyjdzie czekać kolejny rok...Beznadzieja. Najbardziej boli to, że...
- Stało się coś? Może Ci pomóc?- wyrywa mnie nagle z zamyślenia czyiś głos.
- Nie, nie wszystko w porządku. Tak tylko...- podniosłam wzrok i ujrzałam wysokiego chłopaka z wielkim plecakiem obtulonego szczelnie kurtką i peleryną przeciwdeszczową.
- Czekasz na wypogodzenie się i tą panoramę? Widzę, że pomału się przejaśnia...
- Eee Niezupełnie..
- Aha. Można?- spytał wskazując miejsce obok mnie
- W sumie czemu nie?- uśmiechnęłam się delikatnie odsuwając torbę nieco dalej.
- Skoro nie czekasz na panoramę, to powiedz mi co tutaj robi samotna dziewczyna w taką pogodę?
- Hmm. Siedzę i rozmyślam?- odparłam w duchu zadając sobie pytanie, co go to właściwie obchodzi- To chyba nie jest karalne?- dodałam pośpiesznie, bo skojarzyłam jak to mogło zabrzmieć w połączeniu z moją miną...
- Siedzenie na szlaku? Niby nie.- roześmiał się.- Ale narażanie na szwank swojego zdrowia to już tak- dodał poważniejąc.
- O czym Ty mówisz?- spojrzałam na niego i zatopiłam się w jego piwnych oczach.
- A jak inaczej nazwiesz siedzenie w taką ulewę, na gołej ziemi bez żadnego nawet lichego kapturka na głowie?
- Może syndromem: Ja nie chcę stąd wyjeżdżać?
- Koniec wolności? - pokiwałam głową- Pociesz się, że przynajmniej wcześniejsze dni były słoneczne to sobie powędrowałaś. Ja dopiero wczoraj wieczorem zacząłem urlop, a teraz prognozy nie napawają optymizmem.
- Pogoda może i była dobra, ale co z tego? Niedosyt pozostanie. Kościelec niepokonany. A marzyłam, żeby się nań wdrapać. Jutro standardowo: spacerek po Kościeliskiej, kupno oscypków, pakowanie, a następnego ranka ruszmy z powrotem.
- My?? Czyżbyś chciała mnie porwać?- spojrzał na mnie zalotnie
- Nie! Generalnie jestem tu ze znajomymi. Dziś stwierdzili, że taka pogoda niepewna, że pewnie nie dojdziemy i w ogóle nie chce im się ruszać...Wkułam się, wyszłam sama po drodze zmieniając plany i tak oto dotarłam tutaj.
- Uspokoiłaś mnie! Już myślałem, ze w tym deszczu zabłądziłem i jestem u stóp Kościelca...
- Ładnie byś się pomylił. Można to tak?
- A czemu nie?- obruszył się- Powiadają, że dla chcącego nie ma nic trudnego! - spojrzeliśmy na siebie i parsknęliśmy śmiechem.
Po dłuższej chwili rozmowy zerwaliśmy się do drogi powrotnej. Rozstaliśmy się z musu, dopiero w Kuźnicach, on wsiadł do busa a ja obrałam kurs do suchej Przystani.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz