wtorek, 28 września 2010

04. Sama w to jeszcze nie wierzę

- Czyli mam Twoje błogosławieństwo?- spytałam po dłuższej chwili tłumaczenia ziewając.
- No tak. Tylko pamiętaj co mi obiecałaś!- czasami Alicja przemawiała tonem nie znoszącym sprzeciwu.
- Tak, tak. Przecież nie chcę Ci mieć na sumieniu. Będę grzeczna i będę się odzywać.
- Przynajmniej tyle- bo nadal nie rozumiem dlaczego nie chcesz im powiedzieć.
- Eh. Zbyt długo by tłumaczyć. Kiedyś jak się spotkamy to Ci wyjaśnię.
- No ja myślę! Nic <ziew> chyba wypada kończyć, bo nie wiem jak u Ciebie, ale u mnie jakoś ta noc staje się jaśniejsza, a Ty choć trochę musisz nabrać sił na tzw. jutro.
- Mhm. Dobranoc i dzięki.
- Nie ma sprawy. Karaluchy!- rozłączyła się, a ja nawet nie wiem jak doszłam do łóżka.

~~~~~~*~~~~~~

Obudziło mnie mocne szarpnięcie.
-..za ty leniu! Wstawaj! Bo pociąg nam przez Ciebie zwieje! ZU-ZA WSTAAAWAAAJJ!- Filip cały zadowolony walał się po moim łóżku. Przetarłam oczy...No to pora zabrać się za szykowanie śniadania...Boże jak mi się nie chce...
- Królewna wstała?- do przedpokoju wszedł Piotrek.
- Mhmmm. Dajcie mi chwilę. Ogarnę się i idę szykować to śniadanie...
- A tego to nie trzeba!- przy kanapie zasiadł przybysz- Proszę specjalnie dla Ciebie zrobiłem!- podał mi talerz z kanapkami.
- Ale dziś była moja kolej- zaczęłam
- Słodko spałaś. Nie mieliśmy serca Cię budzić- dał mi całusa w policzek- więc sami się za wszystko zabraliśmy. No i przygotowałem Ci śniadanie. Nawet nie wiesz jak mocno broniłem tych kanapek przed nimi- uśmiech nr. 5 do mnie i oskarżycielskie spojrzenie skierowane do Filipa.
- No, no! Nie bajeruj tam!- dobiegło z kuchni.
- No dobra. Ag przygotowała. Ode mnie masz kawę- taką jaką lubisz 2 na 1 i myk- znów ten uśmiech- Tak czy inaczej wszystko gotowe. Teraz ładnie sobie zjedz, potem łazienka i w drogę! Bo jest już 6:05.
- Aha. Dobrze wiedzieć- powiedziałam zaczynając konsumpcję. Czyli ile spałam? 1,5- 2 godziny? To ciekawie widzę ten dzień.
- To smacznego!- rzucili chłopcy i już ich nie było.

~~~~~~*~~~~~~

Gdy dochodziliśmy na dworzec wpadłam na extra pomysł, jak mogę upiec dwie pieczenie na jednym ogniu: czyli zrobić coś miłego za przygotowanie śniadania i w jaki sposób uniknąć zbędnych pytań.
- To idźcie już pomału do pociągu i szukajcie przedziału, a ja kupię bilety- zakomunikowałam stając w kolejce do okienka. Kto by się ich spodziewał po 7 rano w Zakopanym?

Po zdobyciu biletów udałam się na peron, gdzie to moi robili sobie właśnie ostatnie wakacyjne zdjęcia. Dołączyłam do nich uśmiechając się.
- A teraz wszyscy mówicie: seex - ostatnie pełne energii i zarazem trochę głupkowate zdjęcie zrobił nam konduktor, śmiejąc się, że dawno nie widział tak zwariowanych turystów. O dziwo na nim dobrze wyszłam. I właśnie na nie patrząc nabrałam obaw, czy aby na pewno dobrze robię. Taki miły poranek. Czuję jakbym ich zdradzała, ale już klamka zapadła.
- No dobra! Fajnie się wygłupiać ale pora na kwestie formalne!- przybrałam ton zołzy- Bilety oddaję sekretarce Adze, a sama się bawię w komornika! Oddawać kasę! - uśmiechnęłam się oddając kwitek koleżance, która zaczęła go zginać z zamiarem schowania, gdy wieszający się jej na ramionach Piotr wrzasnął:
- Czekaj! Otwórz mi no ten bilet!
- Co jest? - spytała zdezorientowana- zabrał jej kartkę.
- No nie Marzycielko! Rozumiem zaspana. Rozumiem najchętniej byś tu została. Ale, żeby się pomylić przy kupnie biletów? Przecież są nabite 4 czyli o 1 za mało! Nie wliczyłaś siebie?
- Nie...
- Eh! Co my z Wami Baby mamy! Idę Ci kupić
- Piotr nie!- powstrzymałam go- Nie pomyliłam się. Bilety są nabite dobrze. Ja nie jadę.
- JAK TO NIE JEDZIESZ!?- zapytali hurtem.
- Widzicie zadzwoniła w nocy Ala. Coś się wydarzyło. Chce pogadać. Pojadę do niej na 3- 4 dni do Kłodzka- powiedziałam pewnie choć całą uwagę skupiałam na tym żeby się nie zaczerwienić.- Sorry. to sprawa nie cierpiąca zwłoki.
- No ok. Zaskoczyłaś nas- zaczął Doktorek- Czyli rozumiem jedziesz jakoś później?
- Busa mam dopiero o 12. 05. Teraz pobawię na Krupówkach...
- Pociąg osobowy z Zakopanego do Krakowa odjedzie...- wyrwało się z głośników i tym samym uratowało mnie przed salwą pytań.
- To na razie! 3maj się. Pozdrów Alicję i daj znać jak do niej dojedziesz- powiedziała Agnieszka przytulając się do mnie, a resztę kierując do pociągu.
- Dzięki! Napiszę, pa!- pomachałam im gdy już ruszali.

~~~~~~*~~~~~~

Siedziałam na schodach coraz bardziej się denerwując i uderzając palcami o walizkę. Ale się wydurniłam! Ja poważna pani pedagog...Zajechał kolejny bus, a ubrany w zieloną bluzkę góral o posturze prawdziwego miśka znów zaczął nagonkę, że oto zaprasza na Spływ Dunajcem. Wyrósł nade mną nagle.
- Szczerze powiedziawszy nie liczyłem na to, że Cię tu zastanę. Jednak podjęłaś ryzyko?- podniosłam się.
- No. Sama w to jeszcze nie wierzę
- Nawet nie wiesz jak się cieszę, że zostałaś- zabrał moją walizkę. To włożę ją do busa i możemy ruszać. Chyba, że jeszcze musisz coś zrobić?
- Nie muszę, ale...
- To załatwione- podeszliśmy do jednego z busów przy którym stał 50kilku latek- A to właśnie pan Jerzy. Gospodarz domku, w którym się zatrzymałem.
- Dzień dobry. Zuzia jestem. Mam nadzieję, że z tym pokojem to nie problem?
-  Witojcie!- uścisnął mi rękę- Żaden kłopot. O walizkę też niech się Panienka nie martwi. Będzie tu bezpieczna. Weź no Hubert daj ją we wnękę za moim siedzeniem.
- Dobra! Zrobione! To my zbieramy się nad Morskie tak?- spojrzał na mnie pytająco a ja pokiwałam głową.
- No to wsiadajcie do Józka, bo zaraz jedzie. Miłej wędrówki i uważajcie tam ino na siebie!


^^^^^^^^^^
Rozdział z dedykacją dla Tej, która nie mogła się doczekać ;) Wybacz małe opóźnienie ale wiesz, że u mnie dużo się ostatnimi czasy dzieje. Mam nadzieję, że prawie 2krotna objętość wynagradza okres czekania ;*

niedziela, 12 września 2010

03. Jasne, że zegarki stają!

Deptak Kościeliskiej. Sprzeczko- kłótnia chłopaki vs. dziewczyny trwa w najlepsze, bo skoro ja wstrzymałam się od głosu, to decyzja gdzie idziemy jest nierozstrzygnięta. Korzystając z okazji, że nie muszę się odzywać na chwilę się wyłączam i wspominam wczorajszy dzień. Od kiedy jedno pojedyncze spotkanie może tak zamącić w głowie? Dlaczego zrobił na mnie takie wrażenie? Czemu zaczęłam gdybać? Zastanawiać się: co sobie o mnie pomyślał, czy jestem w jego typie, czy jeszcze się kiedyś spotkamy? To NIE jest do mnie podobne. Tym bardziej jeśli chodzi o facetów ... Nieobecnym wzrokiem spoglądam przed siebie i zamieram z wrażenia. Na niedalekiej ławce przy strumieniu siedzi nie kto inny jak Brunet. Mając nadzieję, że mnie nie zauważy mijam to miejsce w iście angielskim stylu, bo w przeciwnym razie na pewno dojdzie do rozmowy, a ja do niej ze względu na to, że "moi" nie mają pojęcia a jego istnieniu nie mogę dopuścić. Minęło kilka sekund i już miałam odetchnąć z ulgą gdy usłyszałam:
- Zuźka! Poczekaj- biegł w naszym kierunku machając
- Bądźcie mili ok?- zdążyłam wybąknąć- Potem wszystko wyjaśnię.
- No wreszcie jesteś - odetchnął- Obawiałem się, że Cię nie rozpoznam, że znów zmieniłaś plany albo, że się miniemy i ... No ale Ciebie nie da się tak po prostu przegapić prawda?- uśmiechnął się podnosząc brew jakby rzucał komuś wyzwanie- A ta roześmiana, gadulska ekipa, to ta Twoja? Moglem się spodziewać- gadał jak nakręcony, a moi wrośli w ziemię jakby im mowy odebrało, więc zapadła chwila konsternacji - A tak w ogóle. Witam wszystkich. Hubert jestem i może wypada mi wyjaśnić całą tą sytuację...Otóż wczoraj wczoraj spotkaliśmy się z Zuzanną na szlaku. Nie miała wam zapewne czasu wspomnieć, bo przez tą ulewę i całodzienną wędrówkę była pewnie tak zmęczona, że od razu zasnęła- zapodał troskliwe spojrzenie.- W każdym bądź razie strasznie mi wczoraj opadała opaska i Zuzka obwiązała mi ją swoją chustką, a ja potem spieszyłem się do tego busa i zapomniałem oddać... A jedyne co wiedziałem to to, że tutaj będziecie, żadnego numeru czy coś...Więc koczuję tu od rana, żeby się spotkać i oddać zgubę- im dalej mówił tym szerzej się uśmiechał w końcu zakończył przedmowę i śmiejąc się oddał mi arafatkę, a moje Gumisie odzyskały wreszcie mowę.

~~~~~~*~~~~~~


Zajadaliśmy się gorącą zupą po grotołazkiej wędrówce. Cali wybrudzeni, ale śmiejący się sprawialiśmy dziwne wrażenie pośród "typowych wczasowiczów", ale żadne z nas się tym raczej nie przejmowało. Humory i apetyty wyraźnie nam dopisywały. Hubert okazał się świetnym kompanem również w  całkowitych ciemnościach Mylnej. Niepotrzebnie się obawiałam, jak reszta zareaguje na jego pojawienie się. Chłopaki polubili go w momencie, gdy jego głos zadecydował  o wyborze jaskiń, Aguś uśmiechnęła się jedynie porozumiewawczo, a Werka gdy tylko znalazłyśmy się na osobności skwitowała:
- Mogłaś wczoraj tak od razu! Nie piekliłabym się tak! Gdy zarywa cię takie ciacho, to jasne że zegarki stają!

~~~~~~*~~~~~~

Późną nocą, gdy wszystko było gotowe do rannego powrotu i wszyscy spali, a ja po raz kolejny przewracałam się z jednego boku na inny, bardzo chcąc iść już w objęcia Morfeusza, a mimo to kolejna próba zaśnięcia zakończyła się fiaskiem nie wytrzymałam i wymknęłam się na balkon wybierając pewien numer. Po długich sygnałach usłyszałam zaspane:
- Halo?
- Hej Sis! Słonko bo mam do Ciebie taką mega sprawę i tylko Ty możesz mi pomóc.