niedziela, 12 września 2010

03. Jasne, że zegarki stają!

Deptak Kościeliskiej. Sprzeczko- kłótnia chłopaki vs. dziewczyny trwa w najlepsze, bo skoro ja wstrzymałam się od głosu, to decyzja gdzie idziemy jest nierozstrzygnięta. Korzystając z okazji, że nie muszę się odzywać na chwilę się wyłączam i wspominam wczorajszy dzień. Od kiedy jedno pojedyncze spotkanie może tak zamącić w głowie? Dlaczego zrobił na mnie takie wrażenie? Czemu zaczęłam gdybać? Zastanawiać się: co sobie o mnie pomyślał, czy jestem w jego typie, czy jeszcze się kiedyś spotkamy? To NIE jest do mnie podobne. Tym bardziej jeśli chodzi o facetów ... Nieobecnym wzrokiem spoglądam przed siebie i zamieram z wrażenia. Na niedalekiej ławce przy strumieniu siedzi nie kto inny jak Brunet. Mając nadzieję, że mnie nie zauważy mijam to miejsce w iście angielskim stylu, bo w przeciwnym razie na pewno dojdzie do rozmowy, a ja do niej ze względu na to, że "moi" nie mają pojęcia a jego istnieniu nie mogę dopuścić. Minęło kilka sekund i już miałam odetchnąć z ulgą gdy usłyszałam:
- Zuźka! Poczekaj- biegł w naszym kierunku machając
- Bądźcie mili ok?- zdążyłam wybąknąć- Potem wszystko wyjaśnię.
- No wreszcie jesteś - odetchnął- Obawiałem się, że Cię nie rozpoznam, że znów zmieniłaś plany albo, że się miniemy i ... No ale Ciebie nie da się tak po prostu przegapić prawda?- uśmiechnął się podnosząc brew jakby rzucał komuś wyzwanie- A ta roześmiana, gadulska ekipa, to ta Twoja? Moglem się spodziewać- gadał jak nakręcony, a moi wrośli w ziemię jakby im mowy odebrało, więc zapadła chwila konsternacji - A tak w ogóle. Witam wszystkich. Hubert jestem i może wypada mi wyjaśnić całą tą sytuację...Otóż wczoraj wczoraj spotkaliśmy się z Zuzanną na szlaku. Nie miała wam zapewne czasu wspomnieć, bo przez tą ulewę i całodzienną wędrówkę była pewnie tak zmęczona, że od razu zasnęła- zapodał troskliwe spojrzenie.- W każdym bądź razie strasznie mi wczoraj opadała opaska i Zuzka obwiązała mi ją swoją chustką, a ja potem spieszyłem się do tego busa i zapomniałem oddać... A jedyne co wiedziałem to to, że tutaj będziecie, żadnego numeru czy coś...Więc koczuję tu od rana, żeby się spotkać i oddać zgubę- im dalej mówił tym szerzej się uśmiechał w końcu zakończył przedmowę i śmiejąc się oddał mi arafatkę, a moje Gumisie odzyskały wreszcie mowę.

~~~~~~*~~~~~~


Zajadaliśmy się gorącą zupą po grotołazkiej wędrówce. Cali wybrudzeni, ale śmiejący się sprawialiśmy dziwne wrażenie pośród "typowych wczasowiczów", ale żadne z nas się tym raczej nie przejmowało. Humory i apetyty wyraźnie nam dopisywały. Hubert okazał się świetnym kompanem również w  całkowitych ciemnościach Mylnej. Niepotrzebnie się obawiałam, jak reszta zareaguje na jego pojawienie się. Chłopaki polubili go w momencie, gdy jego głos zadecydował  o wyborze jaskiń, Aguś uśmiechnęła się jedynie porozumiewawczo, a Werka gdy tylko znalazłyśmy się na osobności skwitowała:
- Mogłaś wczoraj tak od razu! Nie piekliłabym się tak! Gdy zarywa cię takie ciacho, to jasne że zegarki stają!

~~~~~~*~~~~~~

Późną nocą, gdy wszystko było gotowe do rannego powrotu i wszyscy spali, a ja po raz kolejny przewracałam się z jednego boku na inny, bardzo chcąc iść już w objęcia Morfeusza, a mimo to kolejna próba zaśnięcia zakończyła się fiaskiem nie wytrzymałam i wymknęłam się na balkon wybierając pewien numer. Po długich sygnałach usłyszałam zaspane:
- Halo?
- Hej Sis! Słonko bo mam do Ciebie taką mega sprawę i tylko Ty możesz mi pomóc.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz